piątek, 30 lipca 2010

Robótkownia

Od  2 tygodni mam nowy mebel w salonie :) Długo na niego czekałam, a kiedy już panowie tragarze wnieśli go do domu, to już byłam uradowane. Mój, osobisty fotel-uszak w kąciku czytelniczym, a od czasu do czasu pełni funkcję robótkowni :) cieszę się ogromnie, jest wygodny i cieplutki.




A tu moja robótka, czyli sampler, który robię już bardzo dłuuuugo. Jak go skończe to będzie osiągnięcie na skalę światową.Na razie to musze dokupić mulinę, bo za mało na początku kupiłam.




A te dalie ostatnio mnie zachwyciły. Śliczne, białe pompony z fioletowymi koniuszkami płatków. Nie mam pojęcia jak sie nazywają , ale jesienią będę je szukać w Obi.


poniedziałek, 26 lipca 2010

Zapach i kuchenne woreczki

   Dzisiaj będzie o drugiej mojej fascynacji czyli o zapachu. Z dzieciństwa pamiętam mnóstwo zapachów, które tworzyły mój świat zabaw. Takie moje ulubione, które widzę w myślach, to zapach kawy zbożowej z mlekiem, którą rano gotowała moja ukochna babcia. To zapach ogórków małosolnych, stojących na kuchennym stole. To zapach kredek i plakatówek, maciejki w skrzynce, peonii w wazonie na stole. To zapach suszonej bielizny na sznurze w ogrodzie, zapach sadu i spiżarni. Zapach ciast i tortów mojej babci ... mmmm....

  A jak byłam nieco starsza i mama wysyłała mnie po sprawunki to lubiłam wchodzić różnych sklepów, ze względu na ich specyficzny zapach. W sklepie chemicznym zawsze pachniało proszkiem IXI i mydłami. Panie najczęściej kupowały tam popularne perfumy "Być może".
W zieleniaku- warzywami, ale najbardziej dominował zapach kapusty kiszonej, a w gablocie były gumy do żucia. Ach, guma "Donald", albo owocowa "Mammba", to były rarytasy. Spożywczak pachniał mącznie i kaszowo :) ale za to księgarnia..biblioteka... hmmm... zapach papieru i książek, do dzisiaj jest mi bliski.
Zdarzało się, ze szłam z tatą do magla po pościel, oh jak tam pachniało bielizną, unosiła się para z maglownic i zawsze ciepło. Zimą woziło się bielizne na sankach i jakie to były zimy.
A zapach Pewexu, kto tego nie pamieta :) tak właśnie wyglądał zachów pełen dobrobytu.

Czego nei lubiłam to zapach stołówki szkolnej, sklepu ze szczotkami i zakładu szewskiego, śmierdziały okropnie benzyną PKS-y i autobusy, a dworce do tej pory nie pachną różami :)

      Tak zaczęła się moja historia zapachu, która trwa do dzisiaj. Niedawno znalazłam miejsce, gdzie mogę spełnić chociaż część mojego marzenia, czyli profesjonalna wiedza na temat tworzenia perfum. Jestem tym ogromnie podekscytowana i nie mogę się doczekać tego spotkania. Komponowanie zapachu to coś fascynującego, mam nadzieję, że dobrze mi pójdzie, w końcu mam wyćwiczoną pamięć zapachową. Polega to na rozróżnianiu danej woni, a także na rozkładaniu bukietu na poszczególne zapachy.

     A u mnie, gdzie jest nawięcej zapachów, no właśnie w moim małym domowym herbarium i w kuchni :) i nie wychodząc z tego tematu, chciałam przedstawić woreczki, które zrobiłam właśnie, z myślą o kuchni.
Trzy woreczki jeszcze nie uzupełnione: Pestki dyni, Sól morska, Trzy zioła - rozmaryn, tymianek, liść laurowy.


Pestki z dyni, Zapach trzech ziół, Sól morska





Na tym zakończe moją produkcję woreczków. Produkcję wznowię może jesienią, teraz inne sprawy zaprzątają moją głowę. Miłego tygodnia :)


poniedziałek, 19 lipca 2010

Mereżka

Dzisiaj kilka słów o mereżce, którą stosuję do ozdoby woreczków. Nie jestem specem w dziedzinie haftu, ale cos tam dłubie. Znalazłam na stronach Skrzacika, kilka kursów/wzorów na temat robienia mereżki. Przypatrzyłam się i stwierdziłam, że nie jest zbytnio trudna, więc zaczęłam się tym zajmować. Oczywiście robię ją jak najprościej i nie umiem jeszcze haftować wzorów. Mam jednak nadzieję, że jak się wprawię, to coś trudniejszego mi wyjdzie


     Najpierw wycinam kwadrat z płótna na woreczek. Haft mereżka zaczynam od wyciągnięcia nitki z płótna czyli nitki wątku na wysokości jaka mi odpowiada.



Dalej wyciągam kolejne nitki. Ilość wyciągniętych nitek zależy od wzoru.



Później siadam wygonie w fotelu, albo na mniej wygodnym fotelu ogrodowym na balkonie i haftuję. W jaki sposób, prosze zajrzeć na podana stronę Skrzacika, tam jest zdjęcie krok po kroku, podstawoego ściegu.



Następnie przyklejam żelazkiem prasowankę. Później zszywam boki i na koniec wykańczam górę, tak powstaje woreczek na pachnące zioła, albo suszone grzyby. Obecnie haftuję następne, więc niedługo znowu się pojawią na blogu.

sobota, 17 lipca 2010

Z nostalgią...

...patrzę na ten termos. Przypominają mi się wycieczki szkolne i wczasy z rodzicami, gdzie używany był podobny termos. Zresztą wtedy bardzo popularny model. W każdym sklepie do kupienia, a teraz to chyba tylko na bazarach i w sklepach internetowych.
   Miał wadę i myślę, że mimo wszystko, ten też taką samą posiada - tego typu termosy przeciekały w momencie kiedy leżały, czy się przewróciły. A powód - korek był/jest zwykłym korkiem.     
Mimo wszystko bardzo mi się podoba :) a kupiłam go z myślą o piknikach. Do całego kompletu piknikowego jeszcze mi brakuje parę elementów, ale już coraz mniej :)




Termos jest błękitnym kolorze,  z różowymi kwiatami wiśni, z tyłu ma dodatkową rączkę. Mam nadzieję, że długo będzie mi służył i szybko się nie zepsuje. W środku ma zwykłą szklaną bańkę i trzeba być ostrożnym, w końcu to stary model :)

piątek, 16 lipca 2010

Na grzyby, na grzyby...

... mogę już iść :) zrobiłam dwa woreczki, raczej worki na suszone grzyby. Jeden jest większy, drugi nieco mniejszy. Obydwa z mereżką i prasowanką grzybową. Mereżkę tą razą, zrobiłam jako wywietrznik, niż ozdobę. Szyje te woreczki w ręku, więc idzie mi mozolnie. Szczerze nie lubie tego ręcznego dziergania, ale nie mam maszyny, więc to tylko mi pozostaje :)





                                                                                                                 prasowanka


                                                      mereżka w środku woreczka



Jeszcze w tym roku nie byłam na prawdziwym grzybobraniu leśnym, jedynie na ceramicznym :)


niedziela, 11 lipca 2010

Konfitura Bellini

Na bazarach owoców zatrzęsienie"do wyboru, do koloru", tylko cena wysoka. Wybrałam, z tej obfitości morele.   Z tych słonecznych owoców, chciałam zrobić coś wyjątkowego i innego, więc długo szukałam odpowiedniego przepisu.
Na stronie internetowej Essen & Trinken znalazłam świetny przepis TUTAJ. Naprawdę polecam, wychodzi bardzo smaczna kofitura :)



 Składniki:

- 1,20 kg wydrylowanych i bez skórki moreli  (w oryginale są brzoskwinie, ja używam moreli, z brzoskwiniami  mi nie smakują)
- 500gram cukru żelującego 3:1
- 1 łyżeczka startej skórki z limetki (ja dzielę daję trochę skórki z limetki + trochę skórki z cytryny)
- 2 łyżki soku z limetki
- 200ml Prosecco (wino musujące z Włoch, coś w rodzaju Szampana)
- 4 cl pomarańczowego likieru

Morele umyć naciąć skórkę w krzyżyk. Zagotować wodę w garnku. Na bulgoczący wrzątek wrzucić morele.  Wystarczy tylko chwila, dosłownie 1,5 min i wyjąć morele z wrzątku. Teraz można je bez problemu obrać ze skórki (jeżeli używamy brzoskwiń, trzeba z nimi postąpić tak samo).  Morele pokroić w cząstki.

    Zasypać morele cukrem żelującym. Elektrycznym mikserem zmiksować morele i cukier na puree. Dodać startą skórkę z limetki, sok z limetki i Prosecco. Wymieszać drewnianą łyżką. Gotować 4 min, mieszając, żeby konfitura się nie przypaliła. Zostawić, aż uspokoja się bulki. Wlać likier pomarańczowy i zamieszać. Konfiturę wlewać gorącą do wyparzonych albo wypieczonych gorących słoików. Szybko zakręcać i stawiać dnem do góry. Pozostawić w ten sposób do wystygnięcia.

środa, 7 lipca 2010

Zapach kwiatów w woreczkach

 Już od paru tygodni, woreczki zajmują mój czas. Wieczorem, gdy na balkonie jest już chłodniej i mam trochę czasu dla siebie, haftuję mereżką zwykłe płótno. Jest to dosyć żmudne zajęcie, gdyż niteczki są bardzo cieniutkie. Na kanwie byłoby szybciej i prościej, ale chciałam spraktykować zwykły materiał. Bardzo mi się to spodobało i może wydłubię mereżką jeszcze coś innego.
     Na razie powstał komplet trzech woreczków z zapachem róż, lawendy i leśnych szyszek :) Mam pomysł jeszcze na inne woreczki, więc na tej prezentacji to jeszcze nie koniec :)



Z leśnego koszyka rozmaitości, Zapach lawendowego pola, Skarby z różanego ogrodu



mereżka



Gdyż nie potrafie haftować, wzór został wydrukowany na papierze transferowym, naklejony żelazkiem, zastosowałam tzw. wprasowankę. Zaletą tej techniki jest to, że woreczki z wprasowanką można prać, i kolor nie schodzi. Minusem jest, że przyklejony wzór jest widoczny.
   Widziałam na blogach, że dziewczyny drukują wzór bezpośrednio na tkaninie. Zaletą tego druku jest, że wzór ładnie komponuje się na tkaninie. Jednak obawiam się, że podczas prania tusz może się rozmazać. Nie wiem tego na pewno, nie stosowałam tej techniki. Również nie drukowałam na tkaninie, poprostu szkoda mi nowej drukarki do tych eksperymentów :)



poniedziałek, 5 lipca 2010

Ogród w Rosenheim

    Gorąca niedziela upłynęła nam również, pod hasłem podróży. Pojechaliśmy do dużego ogrodu w mieście Rosenheim.
Ogród ten tonie w różnego rodzaju kwiatach ,  jest co podziwiać, ale również, jest gdzie odpocząć i coś zjeść. Teren ogrodu jest przy rzece, na bulwarach jest sporo miejsc do odpoczynku, np sa leżaki, ławki, hamaki, bujane wielkie fotele i oczywiście świeżo ścięta trwaka :) wśród kwiatów są szklane ozdoby, jakieś wiklinowe rzeźby, metalowe czy kamienne. Dla ochłody, można odbyć wycieczkę statkiem po rzece, tylko trzeba długo stać w kolejce.
  Odbywają się tam również koncerty i przedstwaienia dziecięce. Jest miejsce dla rodzin z dziećmi - przygotowane są różnego rodzaju warszaty poznawcze np. mikroskopy z jakimiś roślinkami do oglądania, malowanie bez pędzli, robienie papieru, itd. Dla każdego coś dobrego, TUTAJ, można więcej się o tym dowiedzieć. Ja skupiłam się  na kwiatach, a oto efekty moich obserwacji:



















      Mnie najbardziej zainteresowała wystawa kompozycji kwiatowych. Piękne wieńce z tysiącem róż i nie tylko, ogrmne kompozycje przestrzenne, wiszące bukiety, itd.
Miejsce klimatyzowane, jak że było oblegane w ten upalny dzień. Kilka fotek kwiatów do których udało mi się dopchać :)












 



 



 



 



 


sobota, 3 lipca 2010

Piknik na wzórzu

  
   Dzisiaj u nas było 33 stopnie ciepła :)  uff.. jak parno i gorąco, ale to nie powstrzymało nas od zorganizowania wycieczki piknikowej. Jadąc na rowerze parę kilometrów, chyba bym się rozstopiła, więc wybraliśmy opcję lux - samochod z klimą :) no nic... wygoda wygrała.
  Pojechalismy w miłe miejsce. Trochę lasu, trochę pięknej łąki, a przede wszystkim znależliśmy wygodne miejsce, na wzgórzu, w cieniu lip :) jedzenie , nawet takie najprostrze, zjedzone na świeżym powietrzu, smakuje zupełnie inaczej niż w dusznym domu. Prawda znana od lat, ale potwierdza się za każdym razem.














Widoki mieliśmy przepiękne :)




i nasz "koszyk" piknikowy



Życzę miłej i ciepłej niedzieli :)